Kiedy praczłowiek postanowił zejść (lub spaść) z drzewa i rozpocząć przygodę życia, stąpając po ziemi, jego umysł miał wielkość fistaszka. Jako że, nie chciał na to drzewo powrócić i częściej był ofiarą niż szczytowym drapieżnikiem, musiał postawić na rozwój osobisty. Wpierw rozwinął coś, co kołcze nazywają „gadzi mózg”, czyli elementy naczelnego organu odpowiadające za podstawowe instynkty i przetrwanie gatunku. Szybko okazało się, że to nie wystarczy dla przeżycia, bo świat naszego „pra-herosa” rozwoju talentów nie składa się tylko z gałązek i listków do obgryzania, a jest imponujący, zróżnicowany i bardzo, bardzo wymagający. Wręcz zabójczy.
Mózg naszego praprzodka, marząc o odkryciu talentów Gallupa, miał dość swojej pierwotnej postaci małego orzeszka – ruszył do samorozwoju. O coachach i moich warsztatach „ZROZUMIEĆ SIEBIE” wówczas nie słyszano, zatem nasz naczelny organ postanowił radzić sobie samodzielnie i stworzyć bardziej złożony „system operacyjny” – spójny dla całego gatunku. Koniecznością stało się również znalezienie sposobu jak umiejętnie przekazywać go kolejnym pokoleniom i to niezależnie od miejsca ich pobytu oraz okoliczności egzystencji. W ten sposób w głowach naszych praprzodków powstał jeden z pierwotnych elementów inteligencji, definiujących nasze osobowości, działania i co ważne postrzegania siebie oraz świata: ARCHETYP.
Archetyp to wzorzec pierwotny, który jest jednolity dla wszystkich ludzi i wyznacza nieświadome cechy wspólne. On odpowiada na pytanie, dlaczego ludzie od pradziejów funkcjonują podobnie, skąd biorą się tożsame zachowania, reakcje na okoliczności i wspólne cechy dla skrajnie odmiennych kultur. Zdefiniował go Karl Gustaw Jung w słowach:
„…archetyp to formuła symboliczna, która zaczyna funkcjonować wszędzie tam, gdzie albo nie występują żadne pojęcia świadome… Archetyp sam w sobie wymyka się przedstawieniu, jest nieświadomą praformą, stanowiącą – jak się wydaje – część struktury psyché, może przeto pojawiać się zawsze i wszędzie…”
Równolegle K. G. Jung wprowadził do psychologii pojęcie nieświadomości zbiorowej jako pierwotnie wrodzonej każdemu człowiekowi. Funkcjonuje ona niezależnie od czynników indywidualnych czy różnic kulturowych bądź czasowych. Przekracza bariery ras, pochodzenia, obyczajów. Występuje w postaci symboli w snach, obrazów pojawiających się w głowie, wizjach. I właśnie w tym obszarze zawiera się archetyp jako swoisty „styl” przypisany wyłącznie do ludzkiego zachowania. Łączy on w sobie posiadane doświadczenie (grupowe i jednostkowe), przeżycia i odczucia. Zawierają się w nim pierwotne wyobrażenie o istocie sytuacji, w której się znajdujemy oraz towarzysząca temu reakcja. Co ciekawe występuje zawsze w układzie złożonym: dominujący – uzupełniające.
Archetyp to nie stygmat; nie jest przypisany raz na całe życie i nie da się go wyuczyć. On zmienia się w nas pod wpływem okoliczności, kiedy musimy wejść w nowe role i zmienić własne wartości. Taką sytuacją jest na przykład dowiedzenie się o ciąży, ojcostwie, ciężkiej chorobie osoby nam bliskiej lub innych przełomowych dla życia momentach.
W definicji Junga znajduje się dwanaście archetypów. Co niezmiernie istotne, nie ma podziału na dobre/złe lub lepsze/gorsze. One są – uniwersalne, wrodzone oraz w pewien sposób dziedziczne. Można przyjąć, że każdy człowiek od urodzenia ma w sobie ich pełny zbiór i nieświadomie aktywuje te pożądane – zależnie od sytuacji w jakiej się znajduje i otoczenia, które ma na niego wpływ.
Pośród archetypów K. G Junga jest jeden szczególnie ważny w kontekście emocjonalnego wypalania się. To ARCHETYP CIENIA. Według Junga jest to jeden z wiodących archetypów zarówno indywidualnych jak i zbiorowych. Na niego powinieneś zwrócić szczególną uwagę, zwalczając syndrom.
Cień jest to odwrócony obraz siebie. Zawierają się w nim twoje lęki, uprzedzenia, obawy i emocje, które każą ci przyjąć pasywną, wycofaną postawę wobec sytuacji w jakiej się znajdujesz. Pożera plany i ambicje oraz kluczowe decyzje. Skrywa się w twojej nieświadomości i destrukcyjnie manipuluje twoim racjonalnym działaniem. Towarzyszy ci praktycznie w każdym aspekcie życia i wydajnie wpływa na twoje wybory, a raczej je ogranicza.
Odpowiada za bezpodstawne pojawianie się negatywnych uczuć, myśli lub działań. Jest „ciemną stroną” twojej osobowości i może prowadzić nawet do obsesji. Co ciekawe, ulega projekcji na osoby tej samej płci. Choć czasem może być pomocny, to częściej blokuje twoje śmiałe wyzwania, wzmaga kompleksy, niszczy marzenia.
Bazując na mojej pracy z osobami wypalonymi szczególnie dostrzegam zgubny wpływ cienia. Widzę jego szerszy (niż w definicji Junga) wymiar.
Pomyśl teraz ile razy:
- doznałeś dyskomfortu w sytuacji, w której inni coś czynili, a ty stałeś obok i wahałeś się,
- rezygnowałeś z działania, tłumacząc sobie „to nie dla mnie”,
- byłeś blisko realizacji i odpuściłeś, a później żałowałeś (zmiana pracy, możliwość awansu, rozmowa o podwyżce),
- doświadczałeś niechęci/żalu/nienawiści do kogoś/czegoś co cię ominęło lub utraciłeś,
- mówiłeś do siebie „to nie dla mnie”, „ja tak nie potrafię”, „ja się do tego nie nadaję”, czując jednocześnie wewnętrzne cierpienie i gorycz.
- czułeś się jak „statysta odsiadujący wyrok we własnych myślach”?
Tak właśnie działa cień. Blokuje twoją sprawczość i sprawia, że tkwisz w martwym punkcie. Najczęściej nic złego nie stało za tym, abyś podjął działanie, śmiałą decyzję. Cień skutecznie odbiera ci odwagę i wpycha cię w negatywne emocje, wzbudza żal, agresję, złość i zazdrość. Najczęściej wobec innych osób.
Co zatem wpływa na ciebie tak mocno i co generuje to mroczne widmo? Jest wiele czynników i nie sposób wymienić wszystkie. Najważniejsze to te, które nabywamy już od najmłodszych lat:
- wzorce rodzinne (bo tak należy, to nie wypada, inni tak nie robią,)
- wpojone schematy zachowań (od zawsze tak się robi, tak musi być, nie popisuj się się),
- przesądy, zabobony (wszyscy się na mnie uwzięli, świat jest z zasady zły, bóg tak chciał, itp.),
- projekcje (szczególnie bliskich nam ludzi lub tzw. autorytetów),
- nieakceptowane, ukryte emocje i tłumione uczucia,
- przebyte traumy, choroby (niekoniecznie własne), wypadki losowe.
Równolegle cień daje ci fałszywe poczucie tożsamości. Narzuca ci fałszywą tożsamość, ale najczęściej jest to projekcja nabyta, wynikająca z presji środowiska, rodziny, chęci spełnienia oczekiwań innych. Będąc pod wpływem cienia sam nieświadomie potęgujesz go przez pielęgnację niechęci, brak zrozumienia innych, błędną ocenę sytuacji. On bazuje na twoim strachu przed nowym, na fałszywym poczuciu wstydu lub winy. Często wynika z potrzeby akceptacji lub ustępstwem wobec ról w jakie cię wtłoczono.
Nieco inny wymiar ma „BIAŁY CIEŃ”, który zawiera twoje głęboko schowane przed światem umiejętności, kompetencje i kreatywność. Najczęściej te walory zostały stłamszone i odebrane ci już w dzieciństwie.
Pomyśl teraz o obszarach swojej twórczości, o której boisz się opowiedzieć innym. Ciekawość świata i podróży, umiejętności sportowe, literackie, zdolności malarskie, czy cokolwiek innego, co skrywasz tylko dla siebie. Jak często chciałbyś pokazać to światu, ale nie potrafisz tego uwolnić? Wewnętrznie boisz się odrzucenia, porażki i wystawienia na śmieszność? Sobie odpowiedz, jak często rezygnowałeś z działania, czując, że masz w sobie wspaniałe talenty?
Na biały cień składają się marzenia i zalążki pasji. Wystarczy je uwolnić i zacząć realizować.
Co zatem możesz zrobić z własnym cieniem, skoro nie możesz się pozbyć go raz na zawsze? Najlepiej zacznij od jego zrozumienia i głębokiego „wejścia w siebie”. Znajdź te sytuacje, w których objawiał się najmocniej i sprawiał ci bolesne doznania. Zrozum, zaakceptuj i pracuj nad nim. Nie uda się go wyprzeć całkowicie, ale zdając sobie z niego sprawę, możesz obezwładnić zły wpływ i wykorzystać z korzyścią dla siebie. Kluczem jest świadomość i racjonalne wytłumaczenie sobie, że to tylko cień.
Dlaczego o tym piszę w kontekście syndromu wypalenia? Otóż, jedną z mocnych pożywek dla wypalania się jest (nawet nieświadome) działanie wbrew sobie i wchodzenie w role, których emocjonalnie nie akceptujemy – działanie bez zrozumienia siebie. Męczymy się z nimi dla „dobra innych”, a w gruncie rzeczy sprawiamy sobie ból i siejemy zniszczenie we własnej psychice, a często szkodzimy również bliskim.
Niezmiernie ważne jest, abyś miał świadomość własnych archetypów oraz tego co je ukształtowało i co może prowadzić do ich zmiany. Jest to w mocnej korelacji z naszymi wartościami, wpojonymi zasadami i ich akceptacją.
Na koniec dodam, że „cień” jest najtrudniejszym etapem moich warsztatów, a jednocześnie tym najbardziej odkrywczym dla uczestników. Uwalniają się ogromne emocje, ale tak właśnie następuje zrozumienie siebie.
Książka, którą polecam: Joseph Campbell – „Bohater o tysiącu twarzy”